Elton John - 27 IV 1984





Elton John, Katowice, Spodek, 26 kwietnia 1984



Ten koncert oraz koncerty Tiny Turner i Briana Adamsa zapamiętałem najbardziej ze wszystkich na których byłem 
w katowickim 'Spodku'. Elton grał i śpiewał rewelacyjnie oraz długo - wszystkie swoje najpiękniejsze przeboje i nie tylko. 
To była koncertowa rewelacja - koncert najwyższej jakości pod każdym względem !!



... kliknij w foto aby powiększyć ...




a oto co inni uczestnicy tego koncertu napisali, a co wygrzebałem gdzieś kiedyś w internecie:


1.) Ireneusz Kaźmierczak
"Przemyciłem apart PRAKTICA LLC do którego za pomocą przejściówki podpiąłem obiektyw 180/2.8 od PENTAGONA, no i stojąc w tłumie pod sceną zrobiłem kilkanaście zdjęć. Koncert był niezwykły z powodu wrażenia jakie zrobiło na mnie nagłośnienie, a byłem już po kilku koncertach w SPODKU. Ekipa z ZACHODU pokazała co tracimy za żelazną kurtyną. 
O płycie CD mało kto wtedy słyszał, coś tam w radio mówili."

2.) Mariusz Grygierczyk
"Spełniło się sporo moich muzycznych marzeń. Zobaczyłem na żywo Planta i Page’a, The Rolling Stones, U2 – by wymienić tylko tych najukochańszych. A jednak – wciąż, mimo upływu tylu lat, z odrobiną zdziwienia noszę to w sobie, a teraz dzielę się z Wami: koncertem mojego życia jest występ Eltona Johna w katowickim Spodku w – no właśnie – 1984 roku.

Byłem do niego nieźle przygotowany, ale też – co tu dużo mówić – trudno nie znać tych piosenek.

Jeszcze w połowie lat 70. jeden z moich braci pożyczył od kogoś znakomitą Greatest Hits, a na niej dziesięć największych przebojów artysty z pierwszych lat kariery. Krążek był w naszym domu może z miesiąc, więc bardzo dobrze zapoznałem się z jego zawartością. Daniel, Your Song, Saturday Night Alright (For Fighting) – palce lizać. Krótko przed przyjazdem do naszego kraju EJ wrócił na szczyty list przebojów utworami z bardzo udanej płyty Too Low For Zero.

Tylko – czego tu się spodziewać? Wszystko, co zachodniego widziałem dotąd, było odgrzewaniem kotletów, zwykle z marnym skutkiem: UFO, Nazareth, Budgie. Wszyscy oni mieli mniej lub bardziej dość. Siedemdziesiąt minut i ucieczka ze sceny.

To, co dane było mi ujrzeć w kwietniu 1984, jeszcze dziś, gdy o tym pomyślę, wbija mnie głębiej w fotel. Tak dla tych młodszych, jeśli czytają te słowa: w grudniu 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny, zamarło wszystko, życie kulturalne w szczególności. Ów stan zniesiono w lipcu 1983, ale wszechogarniająca mizeria trwała dalej. Było smutno, pusto i zwykle nieciekawie. I oto przyjeżdża do Polski artysta ze ścisłej czołówki, po paru słabszych latach znów na samej górze, ze znakomicie sprzedającym się albumem. Otóż to – nie w Polsce przecież. Tu nadal oknem na świat jest Trójka i nagrywanie płyt z radia. Żaden wykonawca zachodni nie ujrzał w tamtym czasie na swoim koncie ani funta tytułem tantiem z demoludów.

Wrażenie robiła już sama scena, na której zainstalowano trzy podświetlane (na niebiesko, żółto i czerwono) jakby wielkie bębny, podia. Elton John wyszedł na scenę ubrany w śliczny czerwony, sztruksowy smoking i nieodłączny kapelusz. Żona podpowiada, że zasiadł do białego fortepianu. Obok niego stanęła wypróbowana od lat ekipa. Dobry pop, ten dryfujący blisko rokendrola, na żywo zwykle brzmi dobrze – mocniej, bardziej gitarowo. Tyle że ci faceci nie brzmieli dobrze – a znakomicie! Nie jestem w stanie po latach przypomnieć sobie, od czego zaczęli, ale poczucie, że jesteśmy w środku czegoś magicznego, narastało wśród pełnej widowni przez może pierwszy kwadrans. A potem Spodek po prostu odleciał. Całą degrengoladę, dziadostwo połowy lat 80. pozostawiliśmy gdzieś na zewnątrz. Muzyka, absolutnie fantastyczna – uniosła nas w nieznany dotąd wymiar.

Zespół grał największe przeboje gwiazdy wieczoru, co jeden to piękniejszy, przeplatając to świetnymi kawałkami z nowej płyty – I’m Still Standing, I Guess That’s Why They Call It The Blues i innymi. Było lirycznie i rockowo na przemian. Trudno mi powiedzieć, na ile reakcja – nieśpiewającej przecież – polskiej widowni była inna, wyjątkowa. O to trzeba by zapytać Eltona Johna. Ale, najwyraźniej, i jemu, i kumplom grało się znakomicie.

Zwariowali zupełnie – po kiego diabła w jakiejś zapyziałej komunistycznej Polsce grali prawie dwie i pół godziny?! Bis, jeszcze dwa kawałki? Dla nas, ubogich ludków ze Wschodu? A po niemilknących brawach jeszcze jedno wyjście na scenę? Wyszedł sam. Raz jeden nie miałem nic przeciw elektronicznej perkusji. To z jej towarzyszeniem – i oczywiście fortepianu – zaśpiewał Song For Guy. Ukłonił się, potwornie już zmęczony, i powiedział krótkie „Thank You. Good Night”. I zostawił nas samych.

W muzycznym siódmym niebie, spełnionych i szczęśliwych, w zupełnie nierzeczywistym świecie, który zabraliśmy w sercach i głowach ze sobą, do domów, wracając późną porą przez opustoszałe, nocne i szare miasto do łóżek, do swoich spraw. Do swojego życia, jedynej młodości, jaka była nam dana.

Parę lat później najbardziej zbuntowani w Polsce – starzy i młodzi – kolejny raz i wreszcie skutecznie upomnieli się o prawo do normalności. W 1984 roku Elton John uświadomił uczestnikom trzech jego występów – w Katowicach, Warszawie i Gdańsku – że rockfanom w tej części Europy też przynależny jest kawałek muzycznego tortu najwyższej jakości, że niby czemu mamy na niego nie zasługiwać. Pokazał, jak wygląda prawdziwy koncert wielkiego artysty.

EJ nie jest tym, którego karierę śledzę ze szczególną uwagą. Ale gdy publiczna TV przed kilku laty transmitowała jego koncert z Sopotu, usiadłem przed ekranem. I choć w domu to już nie to samo, dawne emocje powróciły. Przez szacunek dla klasy i ciągle wysoką formę koncertową muzyka.

Gdyby Eric Clapton wyszedł w Spodku na scenę 18 października 1979 roku, może to o jego występie pisałbym takie słowa. Widać jednak musiało minąć cztery i pół roku – i kolejne dwadzieścia dziewięć – by należały się one Eltonowi Johnowi. Cylindry i meloniki, kaszkiety i berety z antenką – z głów!

I coś, na co natknąłem się w rocznicę koncertu: fotoreportaż Ireneusza Kaźmierczaka - wszystkie te czarno-białe fotki tu zamieszczone."



znakomity perkusista Eltona, Nigel Olsson 
sam miał swego czasu przeboje na listach




*yahudeejay







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz