Brian Adams - 9 VII 1996



Brian Adams - 9 lipiec 1996 - 'Spodek' - Katowice




Koncert był absolutnie wspaniały. Tak wspaniały, że zdecydowałem "jakoś" inaczej wracać do domu bo zorientowałem się, że kiedy Brian przystąpił na koniec do bisów i mini koncertu z małej sceny po przeciwnej stronie tej dużej, że zostaję wiedząc, iż nic już nie pojedzie z Katowic do Rudy Śląskiej (gdzie mieszkałem) aż do rana !! 

Wiedziałem, że czeka mnie długa (jakieś 15km) droga w samotności po pustym w nocy Śląsku. Bo Śląsk tak zaprogramowano w latach reżimu PRL, że nie było tu żadnych nocnych autobusów, itp. Wszystko przestawało jeździć około 23.00. Tak tu było. Klasa robotnicza w nocy spała żeby rano popędzić na szychtę wyspanym. Na co zatem komu nocna komunikacja ?!  

A zatem z przejęciem obejrzałem koncert do końca i nawet dłużej. Wychodziłem ze 'Spodka' chyba jako ostatni. A co mi tam - na nic się już nie spóźnię :-)))))  Szedłem zatem przez Katowice, Chorzów, Świętochłowice by po chyba 2h dotrzeć do domu. Dotarłem zajechany na maxa, ale nic to ... Zobaczyłem i usłyszałem rewelacyjny koncert do końca.


A CO PISALI INNI O TYM KONCERCIE ??
OTO JEDNA Z TAKICH RELACJI WYSZPERANA W INTERNECIE:

"Bylem tam i nie potrafię opisać tego co się działo, mimo że pamiętam praktycznie wszystko, poprzez setlistę i wiele zabawnych zdarzeń z tego koncertu.

Jako support Elisa Etheridge. Potem zgasło światło, zapaliła się wielka czerwona gwiazda nad płytą, a na wielkim telebimie pokazano Briana Adamsa (BA) jak wychodzi z garderoby i idzie korytarzem na scenę. W tym czasie Mickey grał już takt do 'the only thing'. Potem było 'Do to you', 'kids wanna rock', 'lets make a night', itd. 


To co zawsze będzie kojarzyło mi się z tym koncertem i to czego zupełnie się nie spodziewałem to niesamowita energia płynąca ze sceny. BA biegał, szalał, częstował piwem i ciągle żartował z publicznością (przy 'cuts like a knife' przerywał koncert bo publika śpiewała za cicho "nananana"). Dzięki temu wszyscy w spodku chodzili jak w zegarku, a po somebody zaśpiewali mu: 'I need somebody', 'somebody like You!'. Nie zabrakło oczywiście zaproszenia na scene kogoś z publiczności do zaśpiewania summer 69. BA zapraszał tez tine turner przy its only love, ale po kilku zaproszeniach stwierdził, że chyba Tina nie wyjdzie. powiedział, że jeśli nie będziemy się śmiać to sam spróbuje zaśpiewać jak ona (kto słyszał 'please forgive me' z 'bare bones' ten wie o co chodzi) - było zabawnie. 

'Have u ever loved a woman' zadedykował pięknym dziewczynom z PL (które założyły maski jak w teledysku). Jednak najlepszy numer zrobił wchodząc na scene B, która była gdzieś między płytą, a sektorami, na której zagrał kilka szybkich rockowych kawałków - 'wild thing', 'I wanna be u underwear', 'it ain't a party', itp. w trakcie, których zaprosił ludzi na scenę. Tańczyli i grali na gitarach Bryana i Keitha. Pamiętam, że czytał wtedy list od prezydenta Katowic. Na koniec zagrał chyba 3 bisy na głównej scenie - 'summer '69' raz jeszcze, 'all for love'.

Od tego czasu widziałem wiele jego występów w TV z różnych czasów, ale trasa 18 'till I die' jest nie do przebicia - pod każdym względem - repertuaru, szaleństwa na scenie, kontaktu z publicznością, wizerunku Bryana! 

Cieszę się, że po 15 latach wraca nie licząc festiwalowego występu w Sopocie, który się nie umywa do 'Spodka '96'. 'Spodek '96' jest NIE DO POWTÓRZENIA - kto nie był nie wie o czym piszę.


*yahudeejay






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz